Szlachetne zdrowie, od znachora do doktora


„W imię Boże, skądeś się wzięła różo, czy z wiatru, czy z śmieci, czy z jakichś wiecheci ? Ustąp różo, z bólem, z kołtunem, dobrowolnie, wleź w ziemię, głęboko, jak słońce na niebie wysoko …”
tak brzmiało ludowe zaklęcie przeciw chorobie zwanej różą.

 choroby dawniej_1

(upuszczanie krwi)

   Oj, dawno już nie pisałam na temat; – „jak to drzewiej bywało”, dzisiaj zamiast smakować się w potrawach, zasmakujemy troszku w zdrowiu. Ja już się za tymi historyjkami stęskniłam, i na pewno wy też… 🙂

   Dawno temu, nie było tak łatwo o lekarza. Ludzie przecie tak samo chorowali, jak i dzisiaj. Dzisiaj gdy zaistnieje jakaś obawa o nasze zdrowie, idziemy po prostu … do lekarza. Ale drzewiej ludzie musieli radzić sobie sami z chorobami. Każdy ufał własnej medycznej wiedzy, i jeżeli miał jako takie pojęcie o niej, zawsze był gotów służyć innym swoim doświadczeniem.

   Ponieważ choroba – jak mniemano – pochodziła z zewnątrz, ze świata, i była działaniem złych mocy, więc zdecydowanie im się przeciwstawiano. Na magię odpowiadano magią. Urok trzeba było odczynić, złe morowe powietrze, zmienić dymem z ziół, kadzideł, świętych ognisk. Takie ogniska rozpalano np. w dniu św. Rocha (16 sierpnia), patrona chroniącego od zarazy. Wierzono, że węgielki zeń wyjęte, ochronią dom i rodzinę.

   Wiadomo było, że wiosną krew trzeba puszczać i brać na przeczyszczenie, a w zimie rada najlepsza: „Jedz z chrzanem nogi wołowe – częste mycie nie jest zdrowe”. Abo „jeśli reumatyzm łamie w krzyżu, trzeba nam usiąść na mrowisku i siedzieć tak długo, jak tylko wytrzymamy” ( o rany !! ), że przy febrze „sok cytrynowy z saletrą skuteczny, a na przeziębienie tłuczony owoc jałowca w gorzałce, która zresztą i w innych dolegliwościach, bywała niezastąpiona”.

   Leczono gorzałką – powiedzmy, że wszystko -wszelkie niestrawności żołądka, bóle głowy, kamienie nerkowe i stany gorączkowe itd., itp.

   Pewien francuski podróżnik z XVII stulecia, jadąc przez kraj nasz, spotkał po drodze szlachcica, którego spojrzenie było pełne melancholii. Współczująco spytał o jej przyczynę, szlachcic mu odrzekł, iż czuje się niezdrów i właśnie szuka „zacnej kompanii do kuracji”. I tak zaczęli się kurować razem. Siedli więc do stołu obydwaj, szlachcic po kilkunastu kielichach całkowicie wrócił do zdrowia, zaś Francuz zaniemógł.

   Może i lepiej by mu zrobiła inna nieco kuracja, od kozaków zapożyczona, niezawodna, a jakże przy tym prosta ! Brało się mianowicie ładunek prochowy z działa, mieszało pół na pół z gorzałką i, duszkiem łyknąwszy, szło spać, by dnia następnego zbudzić się bez śladu jakichkolwiek dolegliwości. Jeśli zaś w pobliżu,takowego działa z prochem nie było, to brano popiół z ogniska, który tak samo skutecznym był.

   Najlepsza porą do panoszenia się chorób wszelkich, była zima, tak jak i dzisiaj, zresztą. Każda, nawet najmniejsza miejscowość miała swego „medyka” po akademii, lekarz zakonny, aptekarz, zielarz, olejarz, pasterz, dziad wędrowny, wreszcie znachor i zamawiacz chorób. Największą popularnością  cieszyli się wiejscy znachorzy, którzy pomagali nie tylko chłopom, ale i szlachcie.

   Zapewne doskonale znany jest Wam film pod tytułem „Znachor” w reżyserii J. Hoffmana. Znakomity film, gdzie w rolę najsłynniejszego kardiochirurga tamtych czasów Rafała Wilczura, a później wiejskiego znachora, wcielił się nieżyjący już, znakomity aktor – Jerzy Bińczycki.

   Minęło wiele czasu, ba  … wieków !, zanim nauka o medycynie zaczęła się bardziej zbliżać do rzeczywistości biologii bądź chemii. Jeszcze dwieście, sto pięćdziesiąt lat temu zacni panowie doktorzy nie wahali się mówić, że na przykład  jakimś likworem potrafią przywracać dobry wzrok, lekiem z języków wężowych bielić płeć, czy wreszcie „ząb z gęby jednej osoby drugiej osobie tak wsadzić, że się przyjmuje i korzeń weźmie”. A jak ząb dokuczył, oj ileż to było recepturek, przepisów, sposobów rozmaitych dla szukania ulgi.

   Przedwieczny zielnik miał wiele stronic w tym temacie zapisanych, mówił on, że „sól uprażoną w ogniu, zawiązawszy w węzełek, ciepło na ząb bolący przykładać” i dodawał, że pocieranie prochem korzenia ślazowego też bywa pomocne. W sławnych „Tajemnicach” Pedemontana można było przeczytać: „Glisty ziemne w nowym garncu spalić, a popiół z różanym olejkiem albo makowym zmieszawszy, ciepło w przeciwne ucho lać, położywszy się na bolącą stronę”.

   A księga z czasów króla Jana, powiadała: ” Korzeń od pokrzywy moczyć przez dwanaście godzin w gorzałce, potem go w cieniu wysuszywszy na chory przykładać ząb; zły humor wyciągnie i ból uśmierzy”, zalecano także zatykanie dziur proszkiem z kadzidła i czosnku, inni zaś, zalecali mózgiem kuropatwy. Oj było tych metod „na zęba” różnych wiele, wybrałam z pośród nich te, które najciekawszymi mnie się wydały, a nawet rozbawiły … 🙂

   Niestety, ale w owych czasach w niełasce byli chirurdzy, którzy byli wykluczani przez panów doktorów. Traktowano ich bowiem jako zgoła podrzędnych rzemieślników. Jeszcze do 1874 roku istniał w Krakowie cech tych odtrąconych nie-medyków, z którymi konkurowali obrotni cyrulicy tudzież kaci.

   Były choroby, i były zmagania ludzkości z nimi od „niepamiętnych czasów”. Ale robiono to zawsze pd okiem świętych patronów, np. 3 lutego – w dzień Błażeja – święcono kiedyś jabłka oraz świeczuszki, zwane „błażejkami”, wierząc, że będą one w razie potrzeby łagodziły, mówiąc językiem Reja – „ochrapieliny i inne gardłowe niemocy”, 14 lutego – w dzień Walentego i Wita, odbywało się sławetne puszczanie krwi !

   Zabieg puszczania krwi był wielce popularny i dokonywano go również kiedy indziej, zważając jednak, by działo się to tylko w tych dniach czy nawet godzinach, które uważano za „szczęśliwe”, oraz by przy upuście był zachowany pewien, na wpół magiczny ceremoniał. Zważać należało na dzień miesiąca, kwadrę księżyca, układ planet, bo zabieg w złym czasie dokonany mógł przynieść szkodę żołądkowi, wywołać liszaje, bóle głowy, a nawet apopleksję.

   Z czasem jednak ceremoniał troszku złagodniał, i można było pozbyć się juchy, nawet na pierwszym lepszym jarmarku. Wyobraźcie sobie teraz, że idziecie na targ, a tam zza jakiegoś kramu czatuje na was (niekoniecznie zza kramu, bo już u bram jego może czekać) specjalista od puszczania juchy, zaprasza na stołek do siebie i oto szybko, łatwo, za małą opłatą, jak wampir, wysysa z was „złą krew”.

   Niewyobrażalne, prawda ? Ale tak kiedyś bywało, i nie tylko z tego korzystali chorzy, ale także przezornie zdrowi. I obojętne było czy ktoś popiskiwał w kolebusi, czy jako dziadziuś, ledwo trzymał się pieca. Do diaska, toż to były iście szarlatańskie metody !!

Dalszy ciąg nastąpi, ale … inszym razem -:)

Pomocne źródła, nawet bardzo pomocne:
„Farfałki staropolskie” – Andrzej Hemerliński – Dzierożyński, W-wa 1982
„Kalendarz polski” – Józef Szczypka, W-wa 1984
„Zwyczaje rodzinne – DOM polski” – Zuzanna Śliwa

28 myśli w temacie “Szlachetne zdrowie, od znachora do doktora

    1. Dziękuję Agatko. Dlatego pomyślałam, że muszę i Wam o tym napisać. To tak samo jak w dym dowcipie, w którym Mikołaj nie chciał jechać do Polski z prezentami, bo przez następny cały rok – musi leczyć kaca 🙂
      Pozdrowionka.

      Polubienie

    1. Eremi, przykro mi, ale już się stało …:) A choroba nie wybiera pory, czy to lato, czy to zima – zawsze atakuje nas.Serdeczności zostawiam.

      Polubienie

      1. Oj, żartowałam. U mnie jest tak, że lato jest w miarę spokojne, jeśli chodzi o choroby. Problem się zaczyna, gdy robi się zimno. Zaczyna się dawać we znaki małemu alergia na zimno i jest faszerowany garściami (dosłownie) ziołowymi środkami uodporniającymi, żeby mógł chodzić do szkoły. Pozdrawiam.

        Polubienie

        1. Tak się domyślałam Eremi,że żartowałaś … :)), wszak z choroba nigdy nie znamy dnia ani godziny kiedy ona nas dopadnie. A zimową porą to już w ogóle.Dobrze jak zioła skutecznie działają, gorzej jest brać tonami tabletki …Serdeczności zostawiam.Serdeczności zostawiam.

          Polubienie

  1. Ostatnio się tyle opisałam i oczytałam u Ciebie JaGuś, a komentarza widzę nie ma ;< Wciągnął mnie Twój post o herbacie i postanowiłam sprawdzić dekoracje do ciast i ciasteczek, a szczególnie te czekoladowe listeczki mnie zaciekawiły 😛 właśnie się wybieram do małego pieczenia pyszności 🙂 Pozdrowionka!

    Polubienie

    1. Dagmarko, bardzo mnie cieszy to, jak ktoś chętnie czyta te moje „wypociny” – dziękuję ! To życzę moja droga udanych wypieków, i smacznych …Serdeczności zostawiam.

      Polubienie

  2. Pieczono też chleb świętej Agaty, majacy bronić od straty. W latach komuny celnicy byli szczególnie wyczuleni, gdy znaleźli w czyimś bagażu ten wypiek….

    Polubienie

  3. Teraz też nam krew pobierają, oczywiście że tylko do badań ale ja i tak kiedys dawno temu przy tym zemdlalam. A z tymi nogami to także jest różnie z tym codziennym myciem. Wilgotne nogi do rajstop i grzybica to lubi. Suche nogi i boso,najlepszy lek przeciw grzybicy nóg.Pozdrawiam Uleczka

    Polubienie

    1. O jejku, Ulu, a co to byłoby gdyby Ci mieli krew puszczać, jak to kiedyś bywało – chyba byś umarła …:)) A z tymi nogami to masz rację, nigdy nić nie wiadomo, dlatego sposób niemycia ich, wydaje mi się najlepszym sposobem. Ludzie kiedyś jednak wiedzieli co dla nich jest najlepsze …:)))Serdeczności zostawiam.

      Polubienie

  4. Cudny blog! Wiele przydatnych informacji, już się tu rozgościłam:)Mam nadzieję, że nie będziesz mi miała za złe, jak powiem, że jest ciut nieczytelny-bardzo dużo tu czcionek i kolorów…Ślę pozdrowienia!

    Polubienie

    1. Ależ Humo, ja bardzo się cieszę, że zechcesz się u mnie rozgościć – zapraszam! A jeżeli chodzi o styl mego bloga, to niestety ale dalej tak pozostanie, już się do niego przyzwyczaiłam, i moi czytelnicy – chyba też. Jednakże cenię Twą szczerość, i mam nadzieję iż dalej będziesz do mnie tu zaglądała ? – DZIĘKUJĘ.Serdeczności zostawiam.

      Polubienie

  5. Witaj JaGuś :)) Dziękuję za informację o tej fasolce :)) Przyznam szczerze, że dzisiaj trochę pogrzebałam na Twoim blogu i spisałam sobie co nieco 😛 Szczególnie mnie zaciekawiły te dekoracje i postanowiłam, że wykorzystam czekoladowe listeczki. I jeszcze post o herbacie, bo ostatnio się rozmiłowałam w jej piciu :)Pozdrawiam Cię serdecznie i zabieram się za czytanie powyższego postu, bo do tego jeszcze nie doszłam :)Słoneczka życzę!

    Polubienie

    1. Dagmarko czułam się w obowiązku, powiadomienia o tym błędzie moich czytelników, a Ty przecież też do nich należysz …:)Bardzo się cieszę, że mój blog zawładnął Tobą, i troszku sobie poczytałaś, a jest jeszcze dużo innych, ciekawych rzeczy do poczytania, jak tylko znajdziesz chwilę czasu – serdecznie zapraszam do lektury.A takie dekoracje czekoladowe, pysznie będą smakowały np. do herbatki …Serdeczności zostawiam.

      Polubienie

      1. No i popatrz JaGuś ja się po prostu starzeję 😦 Nie zauwałam, że jednak mój komentarz tutaj zaistniał 😛 W efekcie masz dwa podobne:)) No a lektura to bardzo ciekawa, bo polubiłam ogromnie gotowanie i lubię sobie czasami popróbować czegoś nowego :))

        Polubienie

        1. Oj Dagmarko, zaraz „starzeję się” ! Ja też nie raz szukam i jakoś nie zawsze widzę. Wiesz Dagmarko, jak bardzo mnie to cieszy, że dzięki mnie i mojemu blogowi, zaczęłaś lubić gotowanie. To dla mnie wielki zaszczyt !Wcześniej o ile sobie przypominam pisałaś w jednym z komentarzyków, że nie koniecznie lubisz gotować … itd -:)Buziole zostawiam.

          Polubienie

    1. Loteczko poczytałam, bardzo ciekawe, ale też nie wiem co ci mogło pomóc na oczęta, aby były zdrowsze. Zapewne to jakiś cud musiał być, abo ten cukier, którego tyle jadałaś ku Twej szczęśliwości. A może to przekłucie uszu. A pro-po przekłucia tych uszu, to ja będąc małolatą, skazałam się sama na katorgi, przekuwając sobie je własnoręcznie, igłą do szycia, wysterylizowaną w spirytusie. I powiem Ci, że chyba zrobiłam to całkiem dobrze, uszy jakoś mi nie odpadły. Jednakże wzrok ani, ani się nie poprawił, jak był słaby, tak pozostał !Ciekawe jest to co napisałaś w tym poście, i jeśli pozwolisz to w następnym poście o zdrowiu, z miłą chęcią bym zamieściła Twojego linka, co do znachorek i oczu Twych ? Muszę Ci jeszcze powiedzieć, że zaraz wracam do lektury Twej, którą przeczytam od początku do końca. Bardzo ciekawe !Serdeczności zostawiam.

      Polubienie

  6. Poza tym: „”Jedz z chrzanem nogi wołowe – częste mycie nie jest zdrowe” dodam jeszcze inne: „Mycie nóg to twój wróg”, „Do pięciu centymetrów brudu nie ma co myć, a po pięciu centymetrach sam odpadnie”.Pamiętasz, jak w noweli „Antek” znachorka wyganiała chorobę z Rozalki? Wsadziła dziewczynę do gorącego pieca na pięć zdrowasiek, aby choróbsko wyszło! Tylko ze za szybko wyszło i dziewczyna zmarła.Świetny ten post, a przede wszystkim ciekawy.Życzę spokojnej nocy.

    Polubienie

    1. Hi, hi, hi …, dobre to Aniu z tym samoistnym odpadaniem brudu. Tego nie znałam. Biedna Rozalka, toć żywcem ją spalono. Czytałam „Antka”, przecie to lekturą szkolną było z j.polskiego. Popatrz, i zapomniałam już, bo to tak dawno było…A wiesz Aniu, że i dzisiaj zdarza się naszym lekarzom, niemalże zdrowego człowieka do grobu wprowadzić. Znam takie przypadki. Moja koleżanka poszła do lekarza na usunięcie kamieni, do domu wróciła, i owszem, ale „nogami do przodu”. Albo zaszyją podczas operacji jakieś narzędzia w organ człowieka. Zresztą, co tu daleko szukać, mój mąż miał złamany paluszek, a właściwie zgnieciony, to tak mu złożyli, że teraz ma wygięty jak paragraf. A inny lekarz, spytał się męża, dziwując się bardzo – kto panu go tak złożył ? Od dzisiaj mój mąż nazywa lekarzy „konowałami”.Serdeczności zostawiam.

      Polubienie

      1. Nie strasz mnie tymi kamykami, bo za niedługi czas czeka mnie usuwanie woreczka żółciowego. Na razie mi nie bardzo przeszkadza, ale usg wykazało, że nie jest pusty.Nocne buziaczki.

        Polubienie

        1. Anulko „nie bój żaby”, tak źle na pewno nie będzie. Nie wiadomo, może ta koleżanka niekoniecznie musiała mieć tylko kamienie, gdzieś tam …:))Zresztą to wszystko i tak zależy od lekarza, i od Boga …Serdeczności zostawiam.

          Polubienie

          1. JaGuś, „mój” lekarz oznajmił mi, że będzie usuwał ten nieszczęsny woreczek metodą laparoskopii.A propos kołtuna, o którym wspomniałaś na początku postu, to była wstydliwa przypadłość wielu polskich chłopów, którym wmawiano, że obcięcie kołtuna doprowadzi do śmierci.Teraz kołtunów w innym znaczeniu też u nas nie brakuje!Życzę bezdeszczowych wolnych dni.

            Polubienie

            1. Aniu to świetnie, jak rozumiem nie będą Cię otwierać, i ciąć przy laparoskopii ? Widzisz jak medycyna w XXI wieku, poszła dalece ! Życzę Ci, aby wszystko poszło dobrze …Jeżeli zaś chodzi o tego kołtuna, to masz rację,że i dzisiaj jest wiele kołtuniastych głów, aliści oni to robią dla urody większej. A kiedyś, to w tym kołtunie chodziło raczej o zdrowie. Tak jak już napisałaś, że kołtun szczególnie był rozpowszechniony pośród chłopstwa. I koniecznym było, aby między trzema chłopskimi głowami, dwie były kołtuniaste. Dzisiaj trudno nam sobie to wyobrazić, prawda ? A kołtuny wtedy były rozmaite: „drobne, grube, pojedyncze, na kształt czapki, podzielone w sznury, gładkie albo też na końcach węzłowate”. Zapewne wtedy fryzjerzy, cyrulicy nie mogli narzekać na brak zatrudnienia …:)Serdeczności zostawiam.

              Polubienie

    1. Dodo, bo właśnie o to chodzi żeby każdy kto zaglądnie na tenże blog czuł się miło i przyjemnie – jak u babci. A to jeszcze nie koniec tych wypieków na twarzy Twej, bo jeszcze dalszy ciąg nastąpi …:)Dziękuję za wizytę na blogu mym, i zaproszenie do siebie.Pozdrawiam cieplutko.

      Polubienie

Dodaj komentarz